Następnie jedziemy do Ojcowa. Nie jesteśmy jedynymi, którzy w ten sposób spędzają długi weekend majowy. Masa samochodów zaparkowanych wzdłuż szosy mówi sama za siebie, miejsc na parkingu brak.
Parkujemy niekonicznie zgodnie z zasadami i wyruszamy do ruin zamku w Ojcowie.
Pod górą zamkową, oceniając wysokość do wdrapania się do ruin zamku w Ojcowie zmieniamy plany – idziemy czarnym szlakiem do Groty Łokietka. Czarny szlak, jak to czarny dał nam trochę wycisku, bo biurkowo-fotelowo-kanapowe towarzystwo nie przywykłe do podchodzenia pod stromą górkę.
Wejście do groty o pełnych godzinach i tylko z przewodnikiem, co nie stanowi dla nas problemu, bo akurat zbliża się pełna godzina Szybciutko kupujemy bilety i zaczynamy wędrówkę jaskiniową. Oj jak tu zimno!!! Cały rok panuje tu taka sama temperatura + 8C, ale co niektórzy wybrali się w krótkich rękawkach hi hi.
Grota warta zwiedzenia, choć słabo oświetlona, a przewodnik dozuje punktowe oświetlenie tylko tych elementów, o których własnie opowiada.Zobaczyliśmy łoże Łokietka (nasz król (wtedy jeszcze przyszły król)) rzekomo ukrywał się w tej grocie przez 6 tygodni, a strzegła go (zmyliła nieprzyjaciela) gęsto utkana pajęczyna. Przewodnik ciekawie snując opowiesci, zwrócił uwagę na stalagmity przypominające figurki świętych, białe nacieki solne i makarony, czyli cieniutkie stalaktyty zwisające ze stropu groty.Po 30 minutach przebywania w jaskini wyszliśmy przemarznięci, niestety na zewnątrz pogoda już się zmieniła i czarne chmury straszyły nas zbliżającym się deszczem.
Już nie skręciliśmy do bramy krakowskiej tylko szybciutko do samochodów.
W drodze powrotnej do Lgoty jeszcze na chwilę zatrzymujemy się przy kaplicy na wodzie - to pozostałość po uzdrowisku.
Wieczorkiem, goście hotelowi mieli zorganizowane ognisko z wyrzerką. Dołączyliśmy do towarzystwa i pośpiewaliśmy dziebko.