Jeep night safari – rozklekotanym jeepem bez szyb w bocznych oknach i dachu pędzimy wśród wysokich szczytów gór Taurus. Kierowcą jest Turek, który świetnie włada w języku rosyjskim.
Mówi, że na imię ma Fiedia. - No to poćwiczymy od prawie pół wieku nieużywany język rosyjski.
Szto od gawari? Oj oj ja nie panimaju.
A potem coraz lepiej i lepiej coś tam się przypomina, już rozumiemy, ale jeszcze nie potrafimy prowadzić rozmowy.
Ech trzeba by wziąć się za ten język, bo to już któryś raz podczas naszych podróży okazuje się, że rosyjski by się przydał.
Tu w regionie Kemer turystów z Rosji jest ok. 80 %. Kraj wielki to i turystów wielu.
W sklepach, w hotelach i nawet zapowiedzi na lotnisku wszystko po rosyjsku – angielski – zapomnij.
Dojeżdżamy do plaży pod górą Olympos, Piękna widokowo plaża zakończona stromą ścianą gór, ale to nie jest jej największym atutem.
Tu w sierpniu plaża jest zamykana, ponieważ żółwie careta careta składają w piaskach tej plaży jaja, a po wykluciu się, maleństwa żółwi przemierzają tę plażę pędząc do życiodajnej wody. Wtedy, w sierpniu teren plaży objęty jest całkowitą ochroną.
Kontynuujemy naszą podróż, przejeżdżamy przez wyschnięte koryto rzeki i jedziemy do Cirali. Miasteczko arystokratyczne, tylko małe pensjonaty i mnóstwo kwitnących oleandrów.
Idziemy do ekscytującego mnie miejsca – Chimery.
Otrzymujemy na drogę butelkę zimnej wody, czołówkę (latarkę na głowę) i dalej kontynuujemy wędrówkę sami. Ech trzeba wchodzić pod stromą górę. Ciężko nam, bo pomimo wieczornej pory nadal jest upał, ale widoki ciekawe więc dajemy radę.
Nie dochodząc do szczytu góry widzimy płonące ogniska. Jest ich wiele. W niektórych miejscach czarne osmolone skały wskazują, że ognisko już się wypaliło. Jest to coś niezwykłego i bardzo widowiskowego.
Tajemnica tkwi w wydzielającym się ze szczelin skały gazu ziemnego. Mieszanina tego gazu powoduje samozapłon.
Dawniej płomienie tych ognisk wskazywały drogę dla pływających przy brzegu statków.
Przewodnik innej grupy podpowiada, że te niezwykłe skupiska strzelający ze skał płomieni były podstawą mitu o Chimerze.
Spotykamy tu parę z Antalyi, która 2 dni temu została małżeństwem. Zakochani, szczęśliwi zarazili nas swoją radością.
Turcy są bardzo serdeczni tu mieliśmy tego dowód. Młodzi zaprosili nas na ucztę.
Razem w płomieniach ogni pogrilowaliśmy tureckie mięsko i popiliśmy pysznym winem, które wnieśli na górę w celu celebrowania ślubu.
Na koniec, po ciemku szybko w dół, bo przecież nasz kierowca Fiedia na nas czeka.
To był bardzo miły wieczór, jestem szczęśliwa, że tu trafiliśmy.
ale to jeszcze nie koniec naszej wycieczki.
Dalej pojechaliśmy na kolacje do restauracji usytuowanej na rzece. Jest tu przyjemnie i chłodno.
To ulubiona metoda spędzania czasu przez Turków.
Siadamy przy niziutkim stole na poduchach po turecku lub jak kto umie. Tak nisko to ja jeszcze nie jadłam, ale przygoda. A jedzonko przepyszne.
Cieniutkie plastry chlebka prosto z pieca, wybór sałatek, potem pstrąg zapiekany w ceramicznych.Podana kolacja smakuje nam wybornie.
I na koniec, wracamy w ciemnościach po drogach wijących się wśród strzelistych gór.
Wiatr rozwiewa włosy..
Jest chłodno, chyba po raz pierwszy się tu w Turcji to odczuwamy. Cieszmy się tym chłodem, bo ni ma wątpliwości jutro znowu będzie upał.