Wczesnym rankiem by uciec przed skwarem taksówką jedziemy do pobliskiego kanionu. To ok. 10 km, a droga po bezdrożach.
Dobrze, że nie zdecydowaliśmy się wziąć rowerów lub jechać lokalnym transportem, bo by nas kurz i upał wykończył.
Jednak, po kupieniu biletów wstępu do parku dalsza droga już o własnych siłach. Wpierw zwiedzamy nieoświetloną jaskinię i przechodzimy mostkami nad rozlewiskiem, potem już łatwo nie jest, bo ciągle pod górkę, a słoneczko przypieka.
Widoki fajne, w dole koryto rzeki. Dochodzimy do końca ścieżki. Dalej trzeba w bród przez wodę.
Woda zimna (rzeka górska) i głęboka. Rezygnujemy, choć można wypożyczyć tu piankę i a nawet wspinać się na linach.
Pewnie tam dalej jest pięknie, ale my chcemy przed południem zdążyć stąd wrócić. Tym bardziej, że pan taksówkarz uparł się że będzie na nas czekał!, a co więcej należność zapłacimy jak będziemy wracać.
A to ci zwyczaje - to już drugi raz tak nam się zdarza. To nie jest zwyczaj na polskie realia.