6 dni zjazdów ze skipassem Zillertal Arena zaczęliśmy od Zell am Ziller. Dojechaliśmy nową kabinką do górnej stacji i pierwsze spostrzeżenie..(jak zawsze, gdy świeci słońce) - jak tu pięknie! Uwielbiam te widoki!
Jesteśmy w najlepszych zimowych regionach Alp austriackich (tak reklamuje się ten region).
Po 6 dniach zweryfikowaliśmy tę reklamę, bo najbardziej ekscytujący był jednak region Mayrhofen. Tu, z mapką w ręce zaliczamy ekscytującą pętle XXL wjeżdżając na kolejne szczyty Penken, Horberg, Wanglspitz, Rastkogel, Eggalm i z powrotem do miejsca startu. Pogoda dopisuje, słońce świeci, więc widoki są boskie.
Na koniec dnia dojeżdżamy do słynnej czarnej trasy "Harakiri". Nie zjechaliśmy -zwyciężył rozsądek, gdy ujrzeliśmy napis „tylko dla zaawansowanych narciarzy”. Byliśmy już po całodniowych zjazdach, nogi zmęczone … no cóż, może jeszcze tu wrócimy i zaliczymy tę czarną zillertalską perłę.
Podobał mi się również narciarski region Gerlos. Dojechaliśmy do dolnej stacji autem, bo zależało nam, żeby go zwiedzić. Co prawda z Zell am Ziller trasami narciarskimi można dostać się do regionu Gerlos, ale po pierwsze strasznie zmarzliśmy na starych krzesełkach w Diabelskiej Dolinie (prawie 20 minut), po drugie nie zdążylibyśmy dojechać do Gerlosplatte, po trzecie teren połączony jest jedynie czarną trasą, która była bardzo wylodzona (2krotny zjazd w męczarni wystarczy).
Gerlos to bardzo sympatyczne miejsce, jest tu dużo lasów, a w dole wielkie jezioro.Tym razem pogoda nie dopisała i zdjęcie wyszło takie sobie.
Po powrocie do domu, zalogowałam się na stronę skiline i po wbiciu swojego numeru ze skipassa, pojawiła się bardzo fajnie opracowana strona, na której widoczne są pokonane przeze mnie trasy, różnice wysokości, nazwy szczytów i ilość kilometrów jaką każdego dnia pokonałam.Fajna pamiątka.
Podsumowując - Zillertal Arena to bez wątpienia raj dla każdego narciarza.