Kazimierz Dolny, zwany za czasów prosperity Małym Gdańskiem, a wcześniej jeszcze Wietrzną Górą, teraz to chętnie odwiedzane miasteczko zwane perłą polskiej architektury renesansowej .To miasto artystów, bo wiele tu galerii z obrazami i rzeźbami.
Zatrzymaliśmy się na kempingu. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że na terenie kampingu węzeł sanitarny jest usytuowany w … zabytkowych ruinach spichlerza!!!
Niesamowite grube mury z białych bloków piaskowych, niewielkie otwory okienne i charakterystycznie zakończona zdobieniami ściana.
Niestety dachu brak, właściciele dorobili coś co chroni od deszczu i tyle. Mówią, że to zabytek a oni są tu właścicielami z dziada pradziada.
Spichlerzy jest tu wiele, bo znajdujemy się na ulicy równoległej do Wisły, tuż przy wałach przeciwpowodziowych. Jeden ze spichlerzy został zaadaptowany na muzeum przyrodnicze a drugi w naszym sąsiedztwie na ekskluzywny hotel & SPA Król Kazimierz.
Wieczorem zwiedzamy Rynek. Akurat zespół muzyczny koncertuje zbierając do futerału monety. Grają bardzo ładnie, z przyjemnością można podziwiać ryneczek przy takiej muzyce.
Najbardziej zachwyca bogato zdobiona fasada kamienic braci Przybyłów, stare studnie jedna na środku Rynku, a druga z boku bliżej Fary i posąg psa kundla z wytartym nosem (czyżby już powstała jakaś legenda o szczęściu dla tych co nos psu wycierają???)
Na wzgórzu Fara pięknie odnowiona, a dalej ruiny zamku, niestety zamknięte i baszta również w remoncie.
Rano pojechaliśmy na rowerach w kierunku wąwozu, który wyprowadził nas płytami betonowymi do ul. Zbożowej, (rowery prowadziliśmy, bo było zbyt stromo pod górkę) dalej pojechaliśmy przez wieś Góry i w dół wąwozem korzeniowym. Jest niesamowity.
W niektórych momentach wysokość pionowych ścian sięga dwóch pięter, ściany są pionowe, a pod drzewami wiją się wystające korzenie, podobnież ten wąwóz jest najpiękniejszy. Trudno mi oceniać gdyż widziałam tylko dwa wąwozy, a jest ich tutaj tak wiele, ale ten rzeczywiście zrobił na nas duże wrażenie.
Wracając w kierunku miasteczka zatrzymaliśmy się przy uroczej starej chacie Niezabitowskich , którą sfotografowałam.
Dalej skręciliśmy na rondzie w lewo, aby zobaczyć macewy w kirkucie w Czerniawach. To Polska ściana płaczu, która powstała ze zdewastowanych w czasie wojny przez Niemców płyt nagrobnych pochowanych tu żydów.
Wracamy tą samą drogą i wjeżdżamy do miasteczka . Skręcamy w lewo, w ul. Klasztorną i po 60 drewnianych schodkach, zadaszonych, a zbudowanych w XVII wieku wchodzę do Sanktuarium Matki Boskiej Kazimierskiej. Z tego miejsca rozlega się ciekawa panorama na śródmieście Kazimierza.
Wracamy na nasza trasę i zaraz zatrzymujemy się przed kolejną atrakcją . To kamienica Celejowska. Piekna bogato zdobiona kamienica pochodzi z okresu renesansu. Trudno jej nie zauważyć, bo jest na zakręcie głównej ulicy miasteczka.
W przeciwieństwie do kamienicy braci Przybyłów, która stoi na Rynku, fasada tej kamienicy jest zdobiona bogato, ale ze smakiem. Nam przypomina Pałac Dożów z Wenecji.
Dojeżdżamy do Wisły i alejką udajemy się do portu. Za 8 zł/os. płyniemy razem z naszymi rowerami statkiem rejsowym PIRAT, który kieruje się w stronę Mięćmierza, gdzie zobaczylibyśmy krowią wyspę i wiatrak na skarpie, jednak my wysiadamy wcześniej, w Janowcu.
Jedziemy rowerami w kierunku miasteczka. Zwiedzamy dobrze zachowane ruiny zamku i dalej w pobliskim parku dwór przewieziony ze wsi Moniaki.
W Janowcu w Maćkowej Chacie zjadamy obiadek i wracamy promem Gelderland do Kazimierza.
Obsługa promu wydaje się być pod wpływem na całe szczęście podróż nie trwa długo. Prom szczęśliwie dobija do brzegu na wysokości Kamieniołomów, skąd zaczyna się wspomniana już alejka pieszo-rowerowa na wałach.
Wracamy na kemping, a wieczorem jeszcze raz udajemy się na uroczy ryneczek.