Parę kilometrów od Bornego Sulinowa, miasta które przed długi czas nie istniało na mapie, nad samym zalewem Nadarzyckim rozbijamy nasz biwak.
Spędzimy tu 4 dni.
Dojeżdżamy ok 21, pomimo późnej pory jest jeszcze jasno.
Ustawiamy nasz mobilny domek nad samą wodą z pięknym widokiem na zalew.
Pierwsze co przykuwa mój wzrok to pływające po zalewie łabędzie. Chyba są w porze spożywania kolacji, bo długie szyje często chowają się pod wodą , wtedy pionowo wystawione kuperki pojawiają się nad wodą. Bardzo zajęte są swoją pracą, a do mnie dochodzi kukanie. Kukułka , chyba się zacięła. Ile razy może powtarzać swoje ku-ku? Czy jest jakaś norma? Och znów praca normy procedury - a sio!
Cieszmy się chwilą, przecież wyrwaliśmy się z szumu miejskiego.
Wieczór troszkę zimny, polarek kurteczka i nie dajemy się, korzystamy z możliwości przebywania na świeżym powietrzu. Czerwiec, ale noce nadal chłodne.
Czwartek – Boże Cialo –Idziemy na spacer. Od właściciela pola dostaliśmy kilka wskazówek i idziemy w las w poszukiwaniu historii, którą kryją te okolice.
Oflag Gross Born.
W obozie byli więzieni m.in Leon Kruczkowski, Stanisław Dobrowolski i Witold Morawski.
Dopiero w 2002 roku archeolog, prof. Andrzej Kola z Torunia odkrył mogiły 11-12 tysięcy jeńców wojennych.
W dwóch miejscach dla uczczenia pamięci zmarłych ustawiono las bezimiennych brzozowych krzyży.
Parę kilometrów dalej jest opuszczone przez Rosjan miasto Kłomino.
Widok szokujący. Stoi tu wiele domów, bloków 5 piętrowych wszystko opuszczone, ograbione , z powyrywanymi oknami. Kilka wysokich kup gruzu, najprawdopodobniej to również były budynki.
Tu stacjonowały wojska radzieckie, a po ich opuszczeniu wtargnęły grupy rabunkowe i pokradły wszystko – nawet okna drzwi, instalacje. Tylko jeden blok, ogrodzony, (ktoś go kupił) posiada okna i drzwi.
Piątek – Borne Sulinowo – każdy kto tu przyjedzie stwierdza - drugiego takiego miasta nie ma.
Na wjeździe straszą opuszczone, ograbione budynki. Dalej podobne budynki, ale już odnowione, stoją wśród sosen. Jak w lesie, a to centrum miasta.
Wszystkie budynki podobne, takie jak w koszarach wojskowych, bo to miasto w którym stacjonowały wojska radzieckie To właśnie tu rozwinęła się nowa gałąź turystyki – turystyka militarna.
Bunkry, opuszczone domy, w pobliskich lasach można jeszcze znaleźć niewybuchy , części od granatów i pocisków.
Jedziemy do Domu Oficera. Budynek wzniesiony w latach 30-stych, chciałabym napisać że zachwyca, jednak czy totalna ruina może zachwycać?,Budynek był zbudowany przez Niemców, a po wojnie jak wszystko w Bornem Sulinowie użytkowane przez stacjonujące wojska radzieckie.
Chodzimy po zrujnowanych lecz dawniej zapewne wspaniałych komnatach. Jakże ciekawy układ pomieszczeń. Wchodzimy do okrągłego holu z pozostałościami marmuru na ścianach , z tego pomieszczenia wychodzą dwa korytarze, które po półokręgu prowadzą wzdłuż dwóch skrzydeł budynku. Z korytarzy można wejść do wielu pomieszczeń, ale na końcu korytarze się spotykają i prowadzą do sali koncertowo-balowej. Jest zrujnowana, ale w czasach swej świetności mogła pomieścić tysiąc osób. Z sali wychodzimy na taras i dalej schodami w dół dochodzimy do jeziora. Wczuwamy się w tamte czasy, sala balowa z widokiem na jezioro, zapewne było to cudne miejsce do którego przyjeżdżało eleganckie towarzystwo z wysokich sfer.
Budynek, ktoś kupił i zaczął remontować, ale w 2010 spalił się dach sali koncertowo-balowej i chyba właściciela zniechęciło to do dalszego inwestowania, bo prace remontowe stanęły. Szkoda, bo z jednej strony mogłoby tu powstać coś niesamowicie ciekawego, ale z drugiej strony budynek jest olbrzymi i całkowicie zrujnowany, więc potrzeba wielkiej inwestycji, żeby przywrócić świetność tego miejsca.
Przyjeżdżają tu grupy zwiedzających, bo budynek jest niezabezpieczony i tak jak my zwiedzają wnętrza ruiny. Nawet nie ma napisu wchodzisz na własną odpowiedzialność, a stropy, wystające cegły i uginające się podłogi w każdej chwili mogą splatać figla.
W Bornem widzimy jeszcze bardzo wiele opuszczonych bloków, żeby tu była praca to ile ludzi mogłoby tu zamieszkać, ale z samych kajaków i turystyki militarnej to chyba się nie da wyżyć.
Wracając, kierując się informacją na drodze zbaczamy w las i dojeżdżamy do jazu na Piławie. Podobnież jest to bunkier, ale teraz to bloki betonowe z wystającymi żelaznymi pozostałościami konstrukcyjnymi.
Z przyjemnością wracam do naszego biwaku, gdzie radosny śpiew ptaków przywraca mi dobry humor.
Chyba nie nadaję się na turystkę militarną, choć na jutro dostaliśmy zaproszenie na … rekonstrukcje bitwy w II wojny światowej. Już transportują armatę.