Wpływamy od strony morza. Trogir wita nas widokiem potężnych murów z białego kamienia - to zamek Kamerlegno – bogacza, który w celach obrony miasta wybudował zamek, mury obronne od strony morza i wieżę od strony lądu.
Wysiadamy ze stateczku w alei palmowej.
Zwiedzamy Trogir.
Bez wątpienia jest piękny i tu dziękuję wszystkim, którzy polecali to miejsce. Teraz i ja będę polecać.
Wąziutkie uliczki, wszystkie domy i uliczki z dużych brył białego kamienia. Wyświecone przez wieki użytkowania kamienne chodniki.
Wiele zdobień i detali architektonicznych i ogródki kwietne na malutkich dziedzińcach wszystko fascynuje nas i zachwyca.
Trogir jest wpisany na listę dziedzictwa kulturowego o czym zostaliśmy poiformowani dość obskurnym napisem UNESCO nad bramą morską.
Wchodzimy bramą morską. Ulica Grodska prowadzi nas na plac, gdzie wieża zegarowa kościoła św. Barbary wita nas dźwiękiem dzwonu, za chwilę odzywa się dzwon z najwyższej wieży starego Trogiru dzwonnicy katedry św Wawrzyńca. W takiej atmosferze wchodzimy do środka katedry św Wawrzyńca (Sv Lovre). Dzisiaj jest niedziela i katedra jest otwarta, zaraz zacznie się nabożeństwo niedzielne.
Największe wrażenie robi portal wejściowy z dwoma lwami, a nad nimi rzeźby Adama i Ewy w strojach rajskich. To pierwsze rzeźby regionu dalmatyńskiego ukazujące nagość.
Chodzimy po miasteczku co rusz odkrywając nowe cuda.
Urzeka ilość kafejek i restauracji zapełniających się wraz z zapadającym zmrokiem. W niektórych zespoły muzyczne zabawiają gości. Przez wąskie uliczki trudno przejść, bo po obu stronach, przy wąskich stolikach goście pobliskich restauracji spożywają posiłki. Stosy muszli, mięska nadziewane na patykach wszystko możemy bardzo dokładnie obserwować przeciskając się pomiędzy stolikami.
Każda powierzchnia jest tu wykorzystana na gastronomię.
W końcu zmęczeni zwiedzaniem siadamy na kamiennym schodku katedry. Na placu instaluje się zespół muzyczny, może zaraz zaczną grać?
Czekamy lecz zespół widocznie się ociąga.
Ale, ale
zaraz
na naszym kamiennym występie przysiadł się mężczyzna. W pewnej chwili orientuję się, że dystans między nami się skraca. Mężczyzna pali papierosa a oczami obserwuje wszystko.
Od tego momentu , i ja obserwuję.
Analizuję, co też ten mężczyzna zamierza.
Torebkę (my kobiety tak mamy, że torebka najważniejsza!) mam z drugiej strony, umieszczoną między mną a mężem, więc co on chce wykombinować?
Kiedy poczułam, że siedzimy stykając się ze sobą nie wytrzymałam i wstałam. Czyżby chciał mi usiąść na kolana???
Nie będę ryzykować, żeby poznać chorwacki sposób na turystkę.
Idziemy zataczając krąg i wracamy na plac z innej strony. Ha! Mężczyzny już nie ma.
Co to miało być, zostanie jego tajemnicą. (może i lepiej)
Zaintrygowana wypatrywaniem intrygującego mężczyzny wpadamy w następne sidła.
Przystojny (bardzo) kelner zrównuje z nami krok i niby mimochodem zaprasza do stolików, przekonując zaraz zaczynającym się koncertem.
Ulegamy.
Tu, chociaż jesteśmy bezpieczni, a lody pyszne, a koncert fajny.
Potem obserwujemy pracujących tu kelnerów. Ich zadaniem jest złapanie gości (metody najróżniejsze, więc z ciekawością obserwujemy, jak sobie radzą).
Powrót na piechotę, przez most na naszą wyspę. Kierując się w prawo, pod górkę, wąską droga bez chodnika, bez pobocza, po 2,5 km docieramy do kempingu Rozac. Jak dla mnie spacer bardzo stresujacy, bo jeździ tu dość sporo samochodów, a uciekać nie ma gdzie.
Wszystkie domy opłotowane, a dla odmiany tereny niezamieszkałe są nieoświetlone.