Na piątek biorę urlop i w ten sposób już w czwartek zaraz po pracy wyjeżdżamy do Czech.
Droga długa i trudna, bo zaraz przy granicy łapie nas śnieżyca. Drogi oczywiście , jak to w górach absolutnie nie odśnieżone, zatem jedziemy powoli, byle szczęśliwie dojechać do celu.
Około dwudziestej drugiej, po przygodach typu ugrzęźnięcie samochodu w śniegu, dojeżdżamy do kwatery w
Herlikovicach/ k. Vrchlabi.
Nasze lokum jest usytuowane na stoku, na którym jutro będziemy śmigać na naszych nartach.Jest śnieg, ratraki jeszcze pracują wygładzając trasy, więc szczęśliwi nie możemy doczekać się poranka by rozpocząć sezon narciarski.