Pierwsze zjazdy zaczynamy spokojnie na trasach niebieskich. Musimy sobie przypomnieć, czy umiemy jeździć, bo od ostatnich naszych zjazdów minął już rok. Mamy też osobę, która uczy się jeździć na nartach. Te trasy będą dla niej idealne.
Dla niezorientowanych trudność trasy narciarskiej oznaczana jest kolorem, i tak trasy niebieskie – najłatwiejsze, mają niewielki spadek i są przeznaczone dla początkujących narciarzy lub tworzą łączniki z innymi trasami tzw. dojazdówki, trasy czerwone przeznaczone dla średniozaawansowanych narciarzy, na których można osiągnąć znaczne prędkości (to co ja nazywam śmiganiem) i trasy czarne, które (zwłaszcza w Alpach!) czasami potrafą być zaskakująco strome przeznaczone dla tych co lubią wyzwania.
Na łagodny początek wybieramy trasy w ośrodku
Bubakov, który jest połączony trasami z ośrodkiem
Herlikowice.
Nakładamy narty prawie pod samym pensionatem i zjeżdżamy do kas przy orczyku oznaczonym na mapie C.
Poniżej link do:
mapa regionuPo zakup biletów, należy zejść po stromych metalowych schodach, zatem pozwalamy naszym panom na ten wyczyn, a my w tym czasie poprawiamy szaliki, buty , kaski, no i jeszcze nakładamy obowiązkowo krem na twarz, bo o skórę na mrozie trzeba szczególne zadbać. och ile tego jest. Czasami czuję się na rycerz w zbroi, ale co się nie robi dla tego cudnego uczucia, jakim jest szaleństwo na stoku.
Wszystko gotowe - ruszamy.
Orczyk dwuosobowy, zwany przeze mnie kilofem nie jest moim ulubionym środkiem transportu. Kilof zawieszony na linie należy podłożyć sobie, no wiecie gdzie, przysiąść , ale nie usiąść i zaufać, że pojedziemy w górę. Dla uczących się jazdy na nartach a zwłaszcza jazdy na desce jest to jedno z trudniejszych zadań.
I właśnie przed sobą mamy tego przykład. Za chwilę spodziewamy się problemu, bo chłopak przed nami kilof trzyma już w rękach. Długo w takiej pozycji nie wytrzyma. To musi skończyć się upadkiem. Jeśli przewróci się na naszej trasie to wpadniemy na niego! A na nas następni, i tak dalej aż do czasu, gdy serwisanci zauważą karambol i wyłączą orczyk.
Na orczyku można trochę manewrować, ale tylko wtedy, gdy trasa, po której prowadzimy narty jest wygładzona. Dzisiaj nasze narty prowadzimy w wyrzeźbionych koleinach, więc o manewrach nie ma mowy.
Chłopak już ostatkiem sił przytrzymuje się orczyka, ale na całe szczęście stromizna się kończy i na wypłaszczeniu daje nura w puch.
Uf – udało się , omijamy go i wjeżdżamy na górę.
A dalej to już z górki na pazurki :-)
jesteśmy na górze , trasami nr 11 lub 12 potem czerwonymi 8 lub 7 w dół do wyciągu krzesełkowego, krzesełkami w górę i znowu w dół i tak wiele, wiele razy, aż do przerwy w czeskiej knajpie.
I tu mam wiele gorzkich słów.
Gastronomia czeska stoi nad przepaścią.
Już nie ma osławionych knedliczków z gulasikiem.
Teraz, kupując grzane wino, dostajemy winny ocet z cukrem, zamiast rosołu z wkładką mięsa mamy gorącą wodę z chemicznymi dodatkami i kulkami czegoś czarnego, absolutnie niejadalnego.
Wszyscy zostawiają jedzenie na talerzach i zwracają do kuchni, ale to nie robi żadnego wrażenia na obsługujących.
W innej knajpie zamawiam pizzę z pieca – to musi być dobre - a jednak nie! Ser, a właściwie coś, co ma przypominać ser jest obrzydliwe!
Nic więcej już na ten temat nie napiszę, bo jeszcze mnie mdli.
Strzeżcie się gastronomi czeskiej!