6:30 wyjeżdzamy z Poznania. Fantastyczna i niestety droga autostrada szybko wiedzie nas do granicy z Niemcami. Parę minut po dziewiątej jesteśmy na końcowej stacji S -bahn Hennigsdorf, gdzie umówieni jesteśmy z Magdą, która dojeżdża do nas z Wittstocku.
Pozostawiamy auto na parkingu i ruszamy do stacji kolejki S-bahn. Przy zakupie biletu chwila zakłopotania, biletomat był (o jak miło) również w języku polskim, ale tak jakoś niezrozumiale przetłumaczono informacje, że wersja obcojęzyczna okazała się być bardziej pożyteczna.
Kupiliśmy 1 bilet grupowy (do 5 osób) na wszystkie strefy Berlina.
Sbaną (he,he jak to brzmi) dojechaliśmy do stacji Unter den Linden (Pod Lipami), gdzie z daleka wita nas widok Bramy Brandenburskiej. Pod bramą pseudo rosyjscy i DDRowscy żołnierze pozując do zdjęć trzymają w ręku starą DDRowską flagę. Dawno jej nie widziałam, a taki znajomy widok.
Zdjęcie można sobie też zrobić z brunatnym niedźwiedziem - symbolem Berlina.
Przechodzimy pod Bramą w kierunku dawnej zachodniej strony, co wywołało u mnie dreszczyk emocji, bo przypomniały mi się czasy, gdy dostęp do tego miejsca był zabroniony. Gdy jeszcze w 1986 za wysokim murem świat był zamknięty, ale jakże wtedy wydał się kolorowy, bogaty i pożądany. Kto z młodego pokolenia uwierzy, jaka wtedy dzieliła nas przepaść między naszym a zachodnim światem.
Ale wracajmy do zwiedzania...
Po ok 500 metrach dochodzimy do monumentalnego budynku Reichstagu, w dzisiejszych czasach to miejsce obrad parlamentu. O historii tego budynku nie podejmuję się tu pisać, choć warto się z nią zapoznać.
Teraz to jeden z najbardziej zaawansowanych ekotechnologicznie budynków Berlina. Szklana kopuła umieszczona na dachu kryje w sobie rdzeń z luster łapiących promienie słońca. Przetwarza je na energie w celu ogrzewania i klimatyzowania pomieszczeń parlamentu. Nadmiar zgromadzonej energii jest kumulowany w...wodzie znajdującej się w zagłębionym pod ziemią zbiorniku.
Jak się dostać do Reichstagu? Wejście jest bezpłatne, ale nie jest proste i szybkie. Po przeciwnej stronie ulicy stoi długa kolejka do niepozornej budki. Na oknie budki aktualizująca się lista możliwych terminów wejść a kolejne sesje wymienione są co godzinę. My (jest godzina jedenasta) mamy do dyspozycji najwcześniejsze wejście o 14. Zastanawiamy się czy nie byłoby fajnie zwiedzać Reichstag po ciemku np. ok 18stej. Widok wtedy mógłby być fantastyczny. Kolejka przesuwa się szybko, terminy znikają (podobnież istnieje też rejestracja internetowa), a po ok 30 minutach znajdujemy się u wejścia do budki.
Zapytacie, po co stać w kolejce skoro wejście za darmo?
No tak, ale rzekomo trzeba się zarejestrować pokazując swój paszport.
Piszę rzekomo, bo przed nami osoby tak robiły, ale nas spotkało szczęście.
Okazało się, że montują jakąś dodatkową grupę zwiedzających i bez rejestracji (? czyli można, a może obserwowali nas w kolejce i wydaliśmy się godni zaufania) idziemy za dziewczyną do baraczków pod Reichstagiem. Tu przejście jak na lotnisku, przeskanowani i obmacani wreszcie jesteśmy gotowi na wizytę w najważniejszym budynku Berlina.
Szybka winda wywozi nas na dach budynku,
Dostajemy słuchawki z nagraniem w naszym ojczystym języku (miło :-)) i wchodzimy do szklanej kopuły. Po pochyłej, spiralnej platformie wspinamy się na szczyt przystając co rusz i wsłuchując się w głos ze słuchawek synchronicznie objaśniający nam co właśnie pojawia się naszym oczom. Bardzo mi się podoba takie rozwiązanie, dowiadujemy się wiele ciekawostek, podziwiamy z góry Berlin i upatrujemy sobie cele naszych dalszych wędrówek.
Poniżej zdjęcia z opisami.