Pobudka na promie7:30. Budzi nas idiotyczny komunikat, że do Bergen dobijemy o 10:30, ale o 9:30 mamy opuścić kajuty. Głośny komunikat powtarza się kilkakrotnie pomimo, że głośnik mamy wyłączony.
Idziemy na najwyżej położony podkład, a widok zapiera dech w piersi. Płyniemy klucząc pomiędzy górzystymi zielonymi wysepkami. W dali widać ośnieżony szczyt, zapewne jeden z lodowców. Czym bliżej Bergen, tym więcej towarzyszy nam mew. Zdziwieni zastanawiamy się czy malutkie domki zawieszone na półkach skalnych są zamieszkałe przez ludzi? Z promu wydają się tak małe, jakby mieszkały tam krasnoludki. A może to domki trolli? ;-))
Niebo pochmurne i zdjęcia nie oddają całego uroku.
Co jeszcze nas dziwi- klimat. Pomimo wczesnej pory, zachmurzonego nieba i faktu że jesteśmy na płynącym promie przyjemne, ciepłe podmuchy wiatru pozwalają bez problemu przebywać na zewnątrz, w SKY BARze na 5 piętrze promu.
Wyjazd z promu bardzo sprawny, ale skrupulatne służby celne sprawdzają nasze dokumenty, przepytują gdzie, na jak długo i ...po co :-) tu przyjechaliśmy. Pomimo podzielenia się naszymi planami i bez zająknięcia wymienieniem tych wszystkich ciężkich do zapamiętania nazw z naszej Listy Obowiązkowej do odwiedzenia, odpowiedź się nie spodobała. Zaproszono nas do kontroli celnej. W tym celu wjechaliśmy do wysokiego garażu, zamknęli za nami drzwi (to akurat OK, bo nikt z gapiów nie widział naszych bagaży). Kazano nam wypakować alkohol i papierosy, a następnie celnicy i celniczka (3 osoby w jednym kamperze) założyli rękawiczki i ...... przejrzeli wszystko, zajrzeli wszędzie, nawet pod materac w alkowie.
Ilość wiezionego przez nas alkoholu i papierosów zmieściła się w normie, więc pozwolono nam jechać dalej.
c.d.n.