W tym roku śnieg w grudniu nie dopisał. Otwarcie sezonu narciarskiego w wielu regionach Dolomitów odwołano.
My również odwołaliśmy naszą (dokonaną już w sierpniu) rezerwację na otwarcie sezonu w Passo Tonale, bo na trasach narciarskich na początku grudnia, zamiast upragnionego śniegu jeszcze zieleniła się trawa.
Pierwszy raz zaplanowałam wyjazd na skiopening ski free czyli możliwość korzystania ze wszystkich wyciągów bezpłatnie w pierwszym tygodniu otwarcia sezonu.
Zapewne więcej takiego błędu nie popełnię lub jeśli będziemy chcieli skorzystać z takiej promocji rezerwację zrobimy to na ostatnią chwilę. Zbyt duże ryzyko i zbyt duże rozczarowanie, gdy narty naostrzone a upragniony wyjazd nie dochodzi do skutku.
W ramach pocieszenia i rozruszania mięśni podejmujemy decyzję o poszukaniu otwartego regionu narciarskiego.
Kilka dni skrupulatnie sprawdzanych doniesień o zaśnieżeniu stoków w narciarskich regionach i wybór pada na Czechy, jedziemy w Karkonosze do Jańskich Łaźni.
Wyjazd 8 rano.
Na miejscu jesteśmy o 13:00.
W czasie podróży w Polsce na polach ponuro, śniegu nie ma.
Dojeżdżamy do przejścia granicznego w Lubawce i uśmiech na twarzy, witają nas białe pola i ślicznie ośnieżone choinki, a w Jańskich śniegu napadało nawet 50 cm.
Fajnie.
Szybko znajdujemy nocleg – z tym o tej porze roku nie ma problemu, sezon jeszcze się nie rozpoczął i na zniżki można liczyć. Próbujemy i udaje się wynegocjować całkiem znośną cenę, za fajny apartament przy samym stoku z widokiem na gondolki. Tak komfortowo to jeszcze nigdy nie mieliśmy.
Do zamknięcia wyciągu zostało jeszcze 1,5 godziny więc przebieramy się pospiesznie i pędzimy na stok. (pędzimy na tyle na ile w narciarskich butach można pędzić)
Super przygotowane szlaki, a narciarzy prawie nie ma. Jest genialnie. Co prawda wyciąg krzesełkowy Proteź nie jest jeszcze czynny, ale trasy wszystkie otwarte.
Do szesnastej obróciliśmy 5 razy, aż zrobiło się ciemno (w grudniu o 16 to normalne :-)).